Przejdź do głównej zawartości

Głęboki błękit nieba - Rozdział 2

Do miasta prowadzą dwa wejścia: Południowe, którym tutaj dotarliśmy i Północne, o którym na razie nic mi nie wiadomo. Miejsce to nazywa się Chika Toshi i, jak zdążyłam spostrzec, jedynym źródłem światła są te tajemnicze fluorescencyjne grzyby, napotkane przeze mnie wcześniej. Mieszkańcy noszą broń, co nie jest niczym dziwnym, biorąc pod uwagę fakt, że nie wszyscy posiadają zdolności Wakamono i nie potrafią zmieniać się w koty czy inne zwierzęta.

Na podstawie obserwacji stwierdzam, że jestem lisem, świadczą o tym moje łapy, które wydają mi się teraz zbyt małe, abym mogła być czymś innym. Mam nadzieję, że kobieta, do której idziemy, Hasumi-san, będzie mi mogła pomóc – najważniejsze to wrócić do ludzkiej postaci i wydostać się z tego świata.

Przechodzą mnie dreszcze, gdy widzę niektórych z tutejszych ludzi, ale może to z powodu tego, że jestem tu nowa.

– Hej!

Odwracam się za siebie. Wojownik odziany w pulsujący pancerz biegnie w stronę Wakamono.

Jego wygląd dużo o nim nie mówi, lecz tarcza na plecach i miecz przypięty do pasa robi wrażenie. Być może jest równie dobry co Wakamono.

Nie chcę się wtrącać, ledwo mogę mówić. Wydaje mi się, że mają jakieś niedokończone porachunki.

– To ty, Bryce. – Wakamono mówi, jakby się tego spodziewał. – Czego chcesz?

– Dowcipny. – Zaśmiał się krótko osobnik o podobnych, drapieżnych oczach. – Chyba nie zapomniałeś o obietnicy pojedynku po powrocie z powierzchni?

Chowam się za nim.

– Hę? – patrzy w moją stronę. – Co tam ukrywasz?

– To… moja przyjaciółka.

– Czyżby? Czy może kolejny okaz lisa, którego nie chcesz mi sprzedać?

– Podobno handlujesz nimi na czarnym rynku, niektórzy Leśnicy donoszą mi, że kłusownicy w królestwie Wairudorozu nieźle bogacą się na żywym inwentarzu. I przypadkiem wspominają twoje imię.

Bryce wycofał się nieco. Próbując załagodzić sytuację, postanowił zmienić swoją strategię.

– Posłuchaj… N–nie wiem o czym mowa. Wielki Burmistrz pozwala na handel, ale tylko zwierząt hodowlanych, w przeciwnym razie zareagowałby. Okazy święte i mityczne są zabronione, pamiętasz?

– Te „zwykłe” okazy napędzają twoją kabzę – skontrował.

– Obiecałeś mi pojedynek, więc dotrzymaj słowa. Jeśli wygrasz dam ci spokój, jeśli ja wygram to…

– Możesz o niej zapomnieć – przerywa Bryce’owi Wakamono.

– Uparciuch z ciebie, wiesz?

– Może. I co z tego?

Zbrojni towarzyszący Bryce’owi otoczyli nas. Nawet przy wsparciu całej trójki nasze szanse zmalały przeciwko silnie opancerzonym przeciwnikom. Wakamono nie ma wyjścia, musi przystać na podane warunki.

– Między młotem a kowadłem… – Odetchnął ciężko. – Gdzie?

– Arena Sokonashi. I zjaw się tam z lisem.

– Po moim trupie.

Wtedy jeden z ochroniarzy, jeżeli tak ich można nazwać, wysuwa się naprzeciw i atakuje Wakamono. Broń zostaje wyrzucona w powietrze, dzięki szybkiej reakcji kociego wojownika i zablokowaniu ciosu.

Lanca uderza spektakularnie o ziemię, po czym stal ostrza łamie się wpół. Wakamono chowa – krótszy od swojego długiego miecza na plecach – nóż do pochwy przy boku.

– Spokojnie, Azashi – rzuca do niego Bryce. – Doliczę ci do kosztów zniszczenie tamtego ostrza – dodaje do Wakamono.

– Zmień kowala albo stal, bo ci nie służy – odpowiada nonszalancko.

– Ty…

– Nie denerwuj się, Azashi. Wakamono… Kiedy z tobą skończę, wiedz, że mój towarzysz dostanie szansę, aby się z tobą zmierzyć.

– To niech weźmie lepszy miecz.

 

6

 

Dyskutujemy o wydarzeniach, które miały miejsce niedawną chwilę w mieszkaniu Wakamono. Mieszkanie nie jest zbyt przestronne, poza tym to po prostu zwykła nora, gdzie poza łóżkiem, szafką i dodatkowym pokojem dla gości nie ma nic specjalnego. Odnoszę wrażenie, że Wakamono to minimalista.

Nazoko i Semigurd uważają, że Wakamono nierozważnie postawił moje życie na szali zwykłego pojedynku. Z tego też powodu jestem zła na kociego wojownika.

Pijąc z tego źródełka popełniłam błąd, po wypiciu tamtej wody i wypowiedzeniu zaledwie kilku zdań gardło boli. Z powodu tych kłopotów nie odzywam się, leżąc na zimnej posadzce. Cała trójka w milczeniu siedzi naprzeciwko siebie po obu stronach stołu.

Światło w odcieniu fioletu rozjaśnia siedzibę wojownika. Z niewielkiej okiennicy wychodzącej na miasto słychać gwar toczonych rozmów, spora większość z nich dotyczy tego, o co naprawdę poszło między tymi dwoma.

Dwa miecze leżą w kącie, a Wakamono z założonymi rękami siedzi i uśmiecha się pod nosem, zadowolony, że udało mu się dopiąć swego. Grafitowe oczy Semigurda z troską patrzą w moją stronę, zaś Nazoko próbuje zrozumieć powody, dla których to wszystko się wydarzyło.

Baka – odzywa się Nazoko.

– Wakamono – zwraca się do niego Semigurd. – Moim zdaniem zrobiłeś ogromną pomyłkę, wyzywając Bryce’a na pojedynek. Wiesz doskonale, jakim on jest dumnym wojownikiem, bynajmniej nie w pozytywnym sensie.

– Oboje przesadzacie – stwierdza wojownik, nadal nie zmieniając swojej pozy. – Głupiec sam popełnił błąd, hańbiąc imiona moich rodziców poprzez nazwanie ich „nieczystymi mieszańcami”, których dobrze, że już nie ma.

Mina na twarzy Nazoko nieco zrzedła.

– Rozumiem, ile dla ciebie znaczy ta strata, Wakamono – dodaje po chwili. – Jednak życie Raiko nie jest warte, aby nim handlować w swoich prywatnych porachunkach.

– Nie moja wina! – broni się – Gdyby dziewczyna nie schowała się za mną, być może nie musiałaby teraz zostać kartą przetargową. On handluje, nie ja.

– Tak czy siak… – Mężczyzna myśli chwilę. Po głębokim namyśle decyduje się: – Dlaczego lisy? Jeśli nad tym pomyśleć… – Semigurd krzyżuje spojrzenie z Nazoko. – Wybacz. W każdym razie, Wakamono: Dozwolone są tylko zwierzęta hodowlane. Lisów się nie spożywa.

– Chyba, że dla futra… – wtrąca strażniczka.

– Zaraz… Wakamono, ty chciałeś mu sprzedać jakiegoś lisa? – pyta go Semigurd.

– Co?! Nie… Skąd miałbym…

– Kiedyś miałeś hodowlę lisów.

– To bzdury. Wielki Burmistrz dopiero by mnie ukarał, gdyby się o tym dowiedział.

Dalsza dyskusja wydaje się bezcelowa, lecz ja zadaję sobie pytanie: „Kim jest ten Wielki Burmistrz?”

– Powinieneś odpuścić sobie ten pojedynek – doradza Nazoko.

– I stracić szansę na upokorzenie Bryce’a? – Dziwi się Wakamono. – Nie ma mowy.

– Iii… jjeszcze… Azashi…

– Mówiłem ci, Raiko, żebyś nie nadwyrężała gardła. – Patrzy na mnie gniewnie kot. – Masz rację. Jest jeszcze ten pożal-się-boże szermierz.

– Nie radzę ci go lekceważyć, Wako – radzi Semigurd.

– Mówiłem ci, żebyś tak mnie nie nazywał.

– Przestanę, jeśli choć raz postąpisz rozsądnie.

 

6

 

Nazoko i Semigurd siedzą obok dla mojej ochrony, w razie, gdyby Bryce próbował jakichś nieczystych zagrywek, jednak nie wylądowałabym teraz na wielkiej widowni areny Sokonashi, w podziemnym mieście i nikt nie musiałby oddawać za mnie życia, gdyby nie bezmyślność kociego wojownika, który zainicjował całą tą sytuację.

Wzdycham ciężko i obserwuję nadchodzące wydarzenie z wielkim niepokojem. Moje życie jest teraz stawką gry.

Nazoko mówi, że obydwaj podobno nieźle walczą.

– Wakamono to dobry chłopak, ale strasznie… porywczy – zaznacza. – Jest naprawdę świetnym szermierzem, o to nie musisz się bać. Raczej nie pozwoliłby, żebyś została przerobiona na futro.

Moje oczy robią się większe, kobieta się śmieje.

– Ha, ha, ha… Spokojnie. – Uśmiecha się po chwili. – Żartowałam.

– Lepiej tak nie żartuj, Nazoko. To było trochę nie na miejscu.

– Z nami nic ci się nie stanie, Raiko.

Mam taką nadzieję.

Wielki Burmistrz wchodzi przez drzwi, w miejscu przypominającym lożę Cezara, macha do zgromadzonych na widowni areny mieszkańców. Długi ciemny płaszcz ciągnie się za nim po ziemi. Wszyscy zgodnie wstają, wśród tłumu widać wielkie poruszenie.

Ekscytacja nadchodzi po strachu, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że w trakcie pojedynku dwóch mężczyzn będzie się o mnie bić.

Dwaj wojownicy wychodzą z przeciwnych stron, uzbrojeni w swoje miecze. Arbiter areny objaśnia, że podczas walki nie wolno używać niedozwolonych technik, podstępów, czy czegokolwiek, co sprawi, że rywal może oskarżyć drugiego o oszustwo; Pojedynek trwa, dopóty któryś z wyzywających nie zostanie wypchnięty poza ring; Nikt nie ma prawa zginąć, inaczej zostanie to uznane jako morderstwo z premedytacją. Po tym obwieszczeniu przywódca miasta zasiada w siedzisku.

Wakamono ustawia się po prawej stronie od bramy, z której przyszedł. Miecz trzyma wysoko, ściska obiema rękami za rękojeść. Prawa stopa kieruje się ku przodowi, w kierunku Bryce’a, lewa idzie nieznacznie bokiem, w kierunku poruszania.

Słychać ryk trąb. Ruszają.

Wakamono uderza pierwszy, wykonując potężny zamach znad głowy, lecz stal uderza w stal drugiego miecza, należącego do wojownika w błyszczącym pancerzu. Ostrze odbija się, przeważa do tyłu jego użytkownika, o mało nie wytrąca z równowagi. Wakamono zatrzymuje się w miejscu, odzyskuje kontrolę nad swoim orężem. W międzyczasie Bryce korzysta z chwilowej przewagi i próbuje cięciem wytrącić broń z rąk Wakamono.

Koci wojownik wykonuje unik w bok, po czym wyprowadza cios, który składa się z kilku cięć. Miecz Wakamono tnie powietrze w trzech punktach i wypuszcza obezwładniające linie, mimo to Bryce blokuje ten ruch swoim mieczem. Wygląda na to, że i on posiada asa w swoim rękawie.

Bryce wykonuje skok i spuszcza na głowę Wakamono pojedynczym cięciem ogromny huk powietrza, który zdaje się błyszczy. Semigurd wyjaśnia, że to „Cięcie Przestworzy” – znak klanu i symbol jego rodziny, do których należy Bryce. Ciemnoskóry mężczyzna jest coraz mniej optymistyczny na temat zdolności Wako w tej walce.

Wakamono wyraźnie wycofał się do prawie końca ringu, przytłoczony mocą ataku.

„Wakamono, nie możesz teraz przegrać”, mówię w myślach.

Teraz widzę to wyraźnie. Wakamono uśmiecha się pod nosem i wyciąga drugi miecz, jednocześnie zerkam na przywódcę miasta, który rozmawia z arbitrem tej areny, ale nie wydaje się, żeby mieli ukarać kociego wojownika. Mam nadzieję.

Wakamono przechodzi do kontrofensywy.

W stronę Bryce’a kierują się trzy smugi, wytworzone za pomocą poziomego cięcia. Pierwsza wytrąca go z równowagi na tyle, że gdy druga trafia, to nie orientuje się on, że miecz poszybował parę metrów dalej za jego plecami. Wakamono podbiega szybko, wykonuje naskok i wyrzuca Bryce’a poza ring. 

To koniec.

– Zwycięzcą zostaje… WAKAMONO!

Coś jest nie tak. Nazoko i Semigurd wstają.

– To prawda, arbitrze – zwraca się do mężczyzny w eleganckim stroju Burmistrz – Czyż jednak nie zabroniłem używania jakichkolwiek sztuczek, które dyskwalifikowałyby walkę na uczciwych warunkach?

Dostrzegam uśmiech na twarzy wstającego Bryce’a.

– Czego dotyczyły warunki umowy? – zadaje pytanie wśród tłumu słuchających.

– Wakamono miał oddać lisa! – krzyczy głośno Azashi, który pojawia się znikąd. – I... miałem się z nim pojedynkować.

– Ach tak? – Dziwi się srogi mężczyzna, na jego twarzy malują się rysy chochlika. – W takim razie dyskwalifikuję to zwycięstwo jako złamanie zasad areny Sokonashi. Niniejszym nakazuję respektować Wakamono wszystkie warunki, jakie zawarł z Yokoshimata–san.

„Tylko nie to”, blednę w myślach. „Wszystko było ustawione”.

– Będziemy cię bronić, Raiko – oświadcza Semigurd. Na jego twarzy maluje się zdecydowanie i determinacja, gdy sięga po długi miecz.

Sytuacja szybko odwraca się na naszą niekorzyść, przez moment jest mi żal Wakamono. Mieszkańcy skandują imię Bryce’a, natomiast jego rywala opluwają.

W naszą stronę nadciągają bandyci gotowi do ataku, wtedy Nazoko za moimi plecami wyciąga dwie kusze.

 

– Nie uda się wam stąd wyjść tak łatwo – oznajmia przywódca tej grupy. – Oddajcie nam lisa.

– He, he… Po moim trupie – Uśmiecha się pewnie Semigurd.

– W takim razie pokaż co potrafisz, dziadygo…

Strażnik doskakuje i uderza mieczem, ale ubrany w pulsujący pancerz herszt z łatwością odbija atak z pomocą tarczy, na której jest wygrawerowana głowa lwa. Bandyta wyciąga krótki miecz i próbuje dźgnąć Semigurda w serce, lecz ten szybko wykonuje unik. Semigurd łamie rękę, która dzierży miecz, a następnie rzuca nim w następnego przeciwnika.

Nazoko też wydaje się świetnie sobie radzić. Bez przerwy strzela ze swoich kusz, likwidując kolejnych, przybywających sługusów Bryce’a, efektownie przeskakuje nad ich głowami. Zdaję sobie sprawę, że nie można się tak długo bronić.

Nagle oboje padają jak muchy na moich oczach.

Wówczas widzę diabelski uśmieszek, który kojarzę tylko z moim starszym bratem.

„Czy to ty, braciszku?”, rozmyślam.

– Tych dwoje…

– Zostaw ich w spokoju! – przerywa Burmistrzowi Wakamono.

– Hm? Śmiesz mi przerywać?

– Upokorzyłeś mnie. Pojedynek wygrał sprawiedliwie Bryce – oświadcza koci wojownik z opuszczoną głową. – Proszę jedynie tylko, żebyś chociaż ich mi nie zabierał.

Przywódca miasta zarechotał głośno.

– Przynajmniej umiesz przyznać się do błędu – obwieszcza tryumfalnie. Jego twarz nie pokrywa już byle diabelski uśmieszek, teraz to raczej maniakalny półuśmiech. – Dobrze, twoi przyjaciele zostaną zabrani do Hasumi-san. Pojedynek uznaję za zakończony.

Przegraliśmy.

 

6

 

Nie potrafię do tej pory zrozumieć, dlaczego aż tak mnie nie cierpi mój własny brat. W pewnym momencie zaczął się zmieniać nie do poznania. Mając dziesięć lat, tato posłał nas do parku naukowego w Shinagawie, przypominając, że powinniśmy chociaż raz w życiu coś takiego zobaczyć. On sam z nami nie poszedł, podobno zatrzymały go jakieś ważne sprawy w korporacji.

Kto mógł przewidzieć, że wszystko potoczy się takim torem? Czy Wielki Burmistrz to Hagaruto?

Ciemność zapada przed moimi oczami, więc snuje tylko domysły, że Semigurd i Nazoko leżą bezwładnie na widowni, a Wakamono być może obwinia się o całą tą sytuację.

Echo głosów moich porywaczy staje się wyraźniejsze, milkną uliczne rozmowy i robi się chłodniej. Chyba zmierzamy w stronę jakiejś jaskini.

W normalnym świecie takie rzeczy praktycznie nie mają miejsca, może ja już… Ja już nie żyję, a mój brat opowiada tacie bzdury o wypadku. Nie zdziwiłabym się, gdyby takie rzeczy uszłyby mu na sucho. Gdy byłam młodsza, nabawiłam się przez niego traumy.

– Gdzie dać tego lisa? – słyszę znajomy głos.

– Dobra robota – odpowiada ktoś metalicznym tonem. – Powinieneś dostać nagrodę za zagranie Wielkiego Burmistrza.

– Co z nim zrobicie? – pyta.

– Futro pójdzie na sprzedaż, resztę przerobimy na mięso.

To niemożliwe, nie mogę tak skończyć.

– Odsłońcie płachtę. I tak nie ucieknie – rozkazuje jeden z porywaczy.

Moim oczom ukazuje się widok Bryce’a i Azashiego oraz postać o czarnych oczach, której w ogóle nie poznaję. Cała trójka planuje moje morderstwo z uśmiechem na ustach, wyraźnie zadowoleni, że udało im się mnie pochwycić.

– Czy słyszeliście jak ten lis mówi? – zapytała istota. Nie zwraca uwagi na ich dwóch, wpatruje się w moją stronę.

– Słabo – odzywa się Azashi.

– Podobno słyszałem coś o „Raiko” – dodaje Bryce.

Mężczyzna jest poruszony tą informacją.

– Co powiedziałeś?

– Raiko – powtarza zwycięzca pojedynku.

– Mój pan chce mieć ją w swoich szeregach, dlatego lepiej dla was, żebyście się postarali wyciągnąć z niego co tylko się da.

– Ale…

– Coś nie tak? – Wysłannik spogląda przez ramię na Azashiego.

– N-nie, wszystko w porządku – zgadza się wojownik.

Tajemniczy osobnik oddala się od mojej klatki w stronę jasnego światła na drugim końcu tego miejsca, które musi być jakąś kryjówką przemytników albo może nawet samą siedzibą kłusowników, o których była wcześniej mowa. U góry wysokiego sufitu widzę rozrastające się fluorescencyjne grzyby niczym nie różniące się od tego, co zostałam w mieszkaniu Wakamono.

Podobnych do mnie lisów i innych rodzajów stworzeń zauważam pozostawionych na wyższych kondygnacjach.

– Powinnyśmy zaufać Królowi? – zastanawia się wyraźnie zdenerwowany Azashi. Drobne krople potu spływają mu po czole.

– Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą – tłumaczy spokojnie Bryce. – Dzisiaj upokorzyliśmy tego pyszałka Wakamono, zaś jego „przyjaciółkę” czeka niezbyt miły los.

– Czemu nie powiedziałeś mu prawdy?

– Że to ona jest Raiko? Po co?

– Kiedy dowie się, że została przerobiona na mielone…

– Trudno. Nie jego interes.

Obaj szybko kończą rozmowę, po czym wsiadają do drewnianej windy, skąd udają się wyżej. Azashi ma nietęgą minę. 


x

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ogłoszenie

Tu ponownie ja.  Na stronie bloga dodałem parę nowych stron. Na tę chwilę nie planuje pisać dłuższych tekstów, poza szortami i zwykłymi opowiadaniami, ale myślę, że w przyszłości będę umieszczał także niezbyt długie serie, jednak na tyle rozbudowane, że spełnią się jako zamknięta całość. Planuję również dodać moje książkowe projekty w postaci rozdziałów powieści. Zachęcam was do pisania komentarzy, chętnie poznam wasze zdanie na temat bloga, jak i dotyczasowych tekstów umieszczonych przeze mnie.  Bardzo bym chciał także, żeby na "Kiermaszu Światów" znalazły się opowiadania osadzone w mroczniejszych, bardziej dojrzalszych tonach. Co o tym sądzicie?  Zostawcie komentarz pod spodem, jeśli jesteście zainteresowani tworzoną przeze mnie tutaj twórczością. (Aktualizacja wpisu: Sobota, 9 maja 2020 r.)

Trochę o sobie...

Cześć! Nazywam się Maciek. Po raz pierwszy prowadzę bloga i nie do końca wiem jak zacząć. Można powiedzieć, że w tej kwestii jestem kompletnym nowicjuszem, lecz postaram się zrobić wszystko, aby treść umieszczana przeze mnie była najwyższej jakości; liczę również na waszą pomoc jako przyszłych czytelników mojego bloga, którego postanowiłem poświęcić głównie szeroko rozumianej fantastyce w postaci opowiadań. Regularnie walczę z błędami i ćwiczę swój warsztat, by być coraz lepszym, ale raczej nie będę udzielał porad jak pisać ;) Jestem również otwarty na wszelką krytykę z waszej strony, dlatego każdy komentarz będzie na wagę złota. Chciałbym, abyśmy się wzajemnie szanowali. Bardzo was proszę, abyście - jeżeli spodoba wam się dane opowiadanie lub inna, dłuższa forma - poinformowali, że coś z tego będziecie chcieli zapożyczyć. Ja także, jeśli będę cytował jakąś wypowiedź, umieszczę stosowne źródło oraz autora danej wypowiedzi. To chyba tyle ode mnie. Jeśli będę miał coś jeszcze do powiedze